Kerstin Gier
"Zieleń szmaragdu"
Wydawnictwo Egmont
2012
To książka przeze mnie wyczekiwana. Ogromnie chciałam ją przeczytać, ale jednocześnie się jej bałam, bo to w końcu pożegnanie z trylogią i bohaterami. Dlatego też już w dniu premiery miałam ją w swoich łapkach i zabrałam się zaczytanie. Skończyłam trzy dni później, ale dopiero teraz ochłonęłam na tyle, by móc napisać recenzję.
Akcja startuje niemalże w tym samym momencie. Gwendolyn wypłakuje sobie oczy nad złamanym sercem i użala się nad sobą. Ale nieszczęśliwa miłość to nie jest jedyny problem bohaterki. Wciąż nie ma pojęcia, komu zaufać, a komu nie. Nikt nie chce jej nic wyjaśnić, próbuje więc dowiedzieć się razem z Leslie i Xemeriusem czegoś, co pomogłoby jej to wszystko zrozumieć. Jakby tego było mało, wielkimi krokami zbliża się bal u lady i lorda Pimplebottomów, a wraz z nim spotkanie z hrabią de Saint Germain. Wiele tajemnic i zagadek trzeba rozwikłać, a czasu jest tak nie wiele. Gwen musi jak najszybciej zapobiec katastrofie, inaczej może nawet zginąć...
Nie napisałam nic więcej, aby nie spojlerować za bardzo i nie psuć innym radości czytania. Książka jest naprawdę niezwykła, intrygująca, trzymająca w napięciu, pełna zaskakujących zwrotów akcji. Czyta się przyjemnie, ale, tak, jak w poprzednich częściach, trzeba uważać, żeby nie pogubić się w przeszłości, teraźniejszości i... przyszłości. Narracja jest wyjątkowa, Gwenny ma niesamowite poczucie humoru. Jednak najlepszy i tak był Xemerius. Ten demon - gargulec jest najzabawniejszym stworzeniem, o jakim czytałam. Jego teksty powodowały u mnie głośne wybuchy śmiechu, przez które ludzie wokół gapili się na mnie jak na wariatkę. Zawodowa była również Caroline, młodsza siostra głównej bohaterki. No i - oczywiście - Gideon :).
Powieść genialna fantastyczna, tylko... krótka. Co prawda 450 to nie tak mało, ale nawet gdyby miała pięc razy tyle, to i tak bym narzekała. Szkoda, że to już koniec, ale jeśli Kerstin Gier chciałaby dopisać kolejne części, zrobiłaby to bez problemu. Zakończenie jest otwarte, zagadkowe i trochę dziwne. A rozwiązanie całej zagadki było od początku pod przysłowiową latarnią.
Na zakończenie dodam jeszcze, że na pewno nie raz i nie dwa wrocę do całej serii. Z pewnością polecę ją też wszystkim znajomym i nieznajomym. Finałową część niesamowitej "Trylogii czasu" oceniam więc na +13/13. A to i tak tylko dlatego, że nie lubię rozwalać sobie skali i ten plus to po prostu mój maks :))).
Zgadzam się całkowicie. ;) Ja tam dodałam u siebie dodatkowy punkt. ^^
OdpowiedzUsuń